Spadek zainteresowania autami elektrycznymi w USA

Wielki boom na samochody elektryczne w Stanach Zjednoczonych nigdy się nie wydarzył, lecz mimo wszystko elektryki cieszyły się tam pewnym zainteresowaniem. Teraz popyt zaczyna coraz bardziej maleć, co jest alarmujące dla marek zajmujących się samochodami elektrycznymi na tym rynku. Z czego wynika spadek zainteresowania elektrykami w Stanach i czy do podobnej sytuacji nie dojdzie na innych dużych rynkach?

Stany Zjednoczone — miłość do elektryków coraz mniejsza

W USA elektryki to dość specyficzny temat. Z jednej strony ten kraj kojarzy się z ogromnymi pojazdami, w których pod maską pracują wręcz gigantyczne, spalinowe silniki. Mimo tego w pewnym stopniu elektryki zadomowiły się na tym niewygodnym dla siebie terenie. Duży udział w tym miała oczywiście Tesla. Amerykańska marka, której prezesem jest Elon Musk zainwestowała w rozbudowaną sieć ładowarek Tesla Supercharger i dostarczyła wręcz setki tysięcy elektryków do kierowców w USA.

Nawet patriotyczne podejście może jednak nie uratować elektryków na amerykańskim rynku. Na nie patrzy się wręcz z coraz większą niechęcią. Dotyczy to zarówno kierowców, jak i dealerów. Do grupy osób zainteresowanych zakupem takich aut należą przede wszystkim klienci zamożni, którzy po prostu interesują się tematem. Są oni gotowi zapłacić więcej, by wejść w posiadanie czegoś, co wciąż można uznać za nowinkę technologiczną.

Tego zdania nie podzielają mniej zamożni kierowcy. Oni nie są tak pozytywnie nastawieni do samochodów elektrycznych. Powodów jest wiele. Jednym z nich jest naturalnie cena. Auta działające na prąd wciąż są dużo droższe od klasycznych spalinówek. Ponadto obawy stwarza dostępność miejsc do ładowania. Nie ma co się oszukiwać. Sieć klasycznych stacji benzynowych jest nieporównywalnie większa do ładowarek i dotyczy to nawet Stanów, gdzie tych jest całkiem sporo. Czasem znalezienie odpowiedniej stacji ładowania potrafi być problemem. W kraju, gdzie samochodami przemierza się nierzadko ogromne dystanse, bywa to wielkim problemem.

Dealerzy nie chcą już elektryków — producenci mają problem

O tym, jak kiepsko wygląda sprzedaż samochodów elektrycznych, boleśnie przekonują się producenci tych aut. Dealerzy, którzy odpowiadają za ich sprzedaż, zaczęli odmawiać przyjmowania kolejnych dostaw, gdyż wcześniej zakupione elektryki wciąż potrafią zalegać im na placu. Mówił o tym na przykład Adam Lee, prezes zarządu Lee Auto Malls z Maine. Jego firma zajmuje się między innymi sprzedażą samochodów Toyoty. Wedle jego słów wszystkie auta są chętnie kupowane poza jednym modelem. Mowa tu o elektrycznej Toyocie bZ4X. W jej wypadku znalezienie klientów potrafi być prawdziwym wyzwaniem.

Nie tylko Stany — elektryki coraz mniej popularne

Problemy z popularnością elektryków są spotykane nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Również w Europie występują problemy z zainteresowaniem samochodami elektrycznymi. Z tego powodu niektórzy producenci musieli wręcz zmniejszyć produkcję. Co jest największym problemem? Jak się okazuje brak dopłat.

Wiele państw zaczyna powoli wycofywać się z programów rządowych dopłat do zakupu samochodów elektrycznych. Takie działanie jest podyktowane coraz lepszymi wynikami sprzedażowymi elektryków. Jak się jednak okazuje, takie auta cieszą się wielką popularnością właśnie przez dopłaty. To one znacząco stymulują popyt na samochody elektryczne. Wycofywanie ich przez kolejne kraje jest więc sporym problemem. Boleśnie przekonał się o tym na przykład Volkswagen. Niemiecka firma musiała zwolnić 300 z 1500 pracowników tymczasowych w trakcie samego sierpnia. Dodatkowo wydłużyła letnie wakacje z trzech do czterech tygodni. Ponadto Volkswagen znacząco zmniejszył produkcję dwóch elektrycznych modeli. Mowa tu o autach ID.4 oraz nowości rynkowej, jaką jest Volkswagen ID.7.

Rządowe dopłaty zniknęły lub zostały zmniejszone w wielu państwach. Dotyczy to Niemiec, Szwecji, czy Francji. Dodatkowo Norwegia wprowadziła nowy podatek, a także zniosła zerowy VAT dla elektryków. Z tego powodu elektryczna transformacja idzie nieco gorzej, niż zakładano.